12 paź 2009

Za co lubię Chińczyków

Cóż, na pewno jest parę rzeczy, za które Chin nie lubię. Nic dziwnego, cała ich kultura jest dla Europejczyka niezbyt zrozumiała i nie bardzo logiczna. Zwłaszcza, kiedy ten Europejczyk jest kobietą. Mimo to są rzeczy, związane z Dalekim Wschodem, które lubię - ba, uwielbiam. Część z nich wchłonęłam, jakoś tak, przez osmozę może, we wczesnym dzieciństwie. Ponieważ moi rodzice mieli przyjaciół zafascynowanych kulturą wschodu, sztukami walki, chińską kuchnią i wieloma tego typu rzeczami, w wieku czterech lat nauczyłam się jeść pałeczkami, a widok dwóch panów udających poważną walkę nie był dla mnie niczym zaskakującym.

W wieku dorosłym doceniłam chińskie podejście do estetyki. Aranżacja pomieszczeń, nakrywanie do stołu, ozdoby - wszystko cechuje szlachetna, wyrafinowana prostota. Zestawienia dwóch lub trzech wyrazistych kolorów, które jednak wcale nie biją po oczach. Geometryczne ułożenie przedmiotów, które nie wydaje się przy tym prostackie. Liczne złocenia, figurki, detale, wazy i inne rzeczy, które służą tylko ozdobie, a jednak bez sprawiania wrażenia nadmiernego przepychu - takie rzeczy tylko w Chinach. No, ewentualnie w Japonii.

Wszystko, co robili i jak robili Chińczycy podyktowane było filozofią. Gotowanie według Pięciu Przemian czy budowanie domów według Feng Shui to tylko najbardziej znane przykłady, które obecnie Europejczycy usiłują zrozumieć i stosować. Nie jest łatwo, choć muszę przyznać, że do dziś pamiętam potrawę, którą według Pięciu Przemian przygotował znajomy mojej mamy, Polak, jeszcze za moich czasów szkolnych.

Ja sama nie mam wielkiego talentu kulinarnego, próbuję więc naśladować Chiny w urządzaniu pomieszczeń, aranżacji stołu i innych tego typu rzeczach. Lubię dodatki i akcenty wschodnie w domu. Właśnie o różnych chińskich gadżetach, inspiracjach, szkatułeczkach i dzbanuszkach będzie ten blog.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz